ale ten post jest wielki. i długi.


Dziś ostatni tydzień Wielkiego Postu... jaki to był czas! Pamiętam jak dziś, gdy w Środę Popielcową ojciec Dominikanin mówił, że ten czas bardzo zmieni i oczyści nasze życie. Ależ się bałam tych zmian! Nadal nie docierało do mnie, że oddanie życia Komuś, kto dał mi konkretne umiejętności, całkiem fajną osobowość i niezły wygląd, będzie skutkowało rozwijaniem tych otrzymanych talentów. A rozwój zawsze jest dobry i zmienia bezczynną wegetację (okraszoną serialami, papieroskiem, lataniem z tacą oraz nieustannymi wyrzutami sumienia i lękami) w życie w zgodzie z własnym sercem. I to życiem, które posiada głęboki sens i jest nieustanną frajdą odkrywania co jeszcze czai się za zakrętem kolejnego dnia.
Ale ad rem! ( w wolnym tłumaczeniu do rzeczy! - rok filologii nie został całkowicie zmarnowany). 
Czego nowego dowiedziałam się w przeciągu zaledwie (?) 43 dni? Podzielę się z Wami kilkoma moimi WIELKIMI ODKRYCIAMI tego czasu. Może któreś z nich poruszy czyjeś serce... Nigdy nie wiadomo.
1. Przebaczenie. Klucz do wolności. Trwanie w urazach i żalach uszkadza nasze wnętrze. Zamiast wewnętrznej ciszy zalewa nas potok wyrzutów, zawodów czy projekcji na temat tego, "co by było gdyby...". I jeszcze najgorszej rzeczy - planowania zemsty/jej realizowania. Wszystko to sprawia, że nasze życie zmienia się w chaotyczną sieczkę. Podejmując decyzję o wybaczeniu stajemy się WOLNI (przecinamy więzy łączące nas z osobą, która nas zraniła). Mamy świadomość, że dany człowiek postąpił (w naszej ocenie) źle, ale zrzucamy z siebie pragnienie wymierzenia sprawiedliwości  na własną rękę i oddajemy to prawo Bogu, który nie tylko jest Najsprawiedliwszy ale też zna głębiny serc, o których my (i też często sami zainteresowani) nie mamy najmniejszego pojęcia. A życie w wolności jest życiem prawdziwym, bo Ku wolności wyswobodził nas Chrystus (Ga 5,1)
2. Milczenie. To wewnętrzne i zewnętrzne. 
Wewnętrzne jest zaprzestaniem toczących się w naszej głowie monologów. Zakończenie nieustannego planowania, wymyślania smutnych scenariuszy i negatywnych ocen czyichś zachowań. W takiej ciszy (wiążącej się też oczywiście z wyłączeniem Spotifaja i Netflixa) zaczynamy słyszeć pragnienia i myśli swojego serca. Bezcenne. 
Zewnętrzne. Ja to nazywam "pieczęcią złożoną na ustach" - czasem się tak zdarza (i jest to wielka łaska), że gdy moje  pogrążone jest w wewnętrznej kontemplacji, to udaje mi się nie wpaść w furię, tylko wysłuchać czyichś pretensji i żali. A wrzeszczenie do osoby, która spokojnie Cię słucha jest zupełnie bezcelowe i kończy się zdecydowanie szybciej niż wymiana okrutnych, często bolących całe życie (jeżeli nie zdecydujemy się wybaczyć) słów.W ostatnim czasie przetestowałam obie opcje (czasem w połowie swojej tyrady zamykałam usta i też działało) i zdecydowanie wybieram tę pierwszą.
3. Czas dla siebie. Moja cudna Pani Psycholog uświadomiła mi jak ważny jest czas spędzony na okazywaniu sobie samemu miłości. Czyli na przykład dwudziestominutowa drzemka w środku dnia. Albo truchtanie po lesie. Albo nałożenie maseczki na twarz. Nawet prasowanie się w to wpisuje (właśnie jestem w trakcie)Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. (Mk 21, 31). Jak siebie kochasz? Co o sobie myślisz? Ile możesz wytrzymać ze sobą w ciszy? To jest klucz do tworzenia relacji z drugim człowiekiem. Nie dziw się, że przyjaźnie/ związki/ kontakty z otoczeniem  się walą, jeżeli zupełnie nie masz dla siebie wyrozumiałości i cierpliwości. Jeżeli znowu kogoś siarczyście obgadasz i zreflektujesz się dopiero po czasie, to powiedz sam do siebie (wstawiając w miejsce mojego imienia swoje) Biedna Maria. Chciała o wszystkich mówić dobrze i z n o w u jej nie wyszło. No nic,  na szczęście dalsze życie zaczyna się od tej chwili. Ważna jest refleksja na temat swojego postępowania. Refleksja! A nie wewnętrzna chłosta wyrzutami sumienia.
4. Docenianie. Ah! Jakie to jest ważne, gdy ktoś nie tylko zauważa, że wykonujesz coś dobrze, ale jeszcze mówi Tobie o tym. Przekonałam się o tym, gdy przestałam być kelnerką. Chociaż ten czas wspominam z rozrzewnieniem, to dopiero teraz widzę jak ważna jest praca, w której dostrzegasz (ze zdziwieniem), że możesz wiele! Mało tego. Zaczynasz widzieć (i to nie tylko Ty), że wcale nie jest z Ciebie takie ciele (które się raczej do niczego nie nadaje), jak myślałaś. Żeś fajna babka i dodatkowo całkiem kreatywna, bo  ( z pomocą połowy nieba, na czele ze Świętym Józefem i Świętą Tereską) radzisz sobie w często naprawdę trudnych sytuacjach.

No to strzeliłam najdłuższego posta w życiu. WIELKI POST można rzec.
A na to rozpoczynające się za godzinę Triduum przytoczę Wam słowa bardzo mądrej kobiety mamajastado, która w punkt opisała czekające nas dni.


Komentarze