grób może być pusty.


Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów (...) Udzielę wam mojego Ducha byście ożyli. (Ez. 37,12-14). 




Największym grobem ludzkiego życia jest myślenie, że się samemu coś może. Że życie jest uzależnione od moich i tylko moich wyborów i decyzji. Że się jest jakąś siłą sprawczą, powtarzając znane powiedzenie, że się jest PANEM WŁASNEGO ŻYCIA. To wielka pułapka, bo takie myślenie oddziela nas od Taty, który ma na nasze życie plan pełen Mocy i Chwały, który stworzył nas z konkretnym powołaniem, jako niezbędnego członka swojego mistycznego ciała, czyli Kościoła Świętego. Bóg zaplanował dla każdego z nas życie w obfitości - pełne Jego mocy i siły, ale też pokory dźwigania własnych słabości od których nikt nie jest wolny.  Zatem jesteśmy zaproszeni do wejścia w życie z każdym  jego odcieniem,z czyli  pewną monotonię dnia codziennego, chwile chwały i podziwu, cierpienie Krzyża oraz blask Zmartwychwstania. Tylko takie życie, przeżyte dogłębnie i powtarzające drogę Jezusa, ma sens. I do takiego każdy z nas jest zaproszony. A gdzie można odczytać to zaproszenie? Tylko i wyłącznie w ciszy i milczeniu - najlepiej na Adoracji, na której spokojna biel Hostii każdego dnia coraz bardziej rozświetla mroki duszy. 

Proces wydobywania człowieka z ciemności grobu bardzo pięknie opisał śp. Ks. Piotr Pawlukiewicz:
Chodzi więc o zmianę głębi serca. Nawet przyjemnie jest pochlipać przed telewizorkiem przy serialu. Ale Piotr zapłakał gorzko. Tu chodzi o dokopanie się do takiego smrodu w nas, że jak się go wypuści, to czuć w okolicy, że ktoś doznaje oczyszczenia, uzdrowienia. Zdejmuje się te opatrunki, szmaty, które zastępują bandaż, i razem z krwią wychodzi wszystko, co w człowieku niezdrowe. Trzeba dokopać się do kłamstwa, które często w sobie nosimy. Ksiądz Marek Dziewiecki powiedział kiedyś, że jedna jest istota na świecie, która się sama oszukuje - człowiek. Im ktoś jest bardziej inteligentny, tym inteligentniej się okłamuje. Dobrać się w tamto miejsce - to dopiero jest problem. A Pan Jezus dał nam wolność, sam wytyczył sobie linię - jak sędzia na murawie, przez którą nie może przejść. Patrzy, jak idziemy w złą stronę, ale nie zostawia nas samych. Wymyśla w naszym życiu niesamowite historie, żeby nas z tej drogi zawrócić.

Tych kłamstw są miliardy: sposób odbioru Boga (że jest bardziej sprawiedliwy/ surowy niż miłosierny;  że pycha to siła charakteru, a ten ostatni jest niezmienny (takiego mnie stworzyłeś, więc takiego mnie miej); muszę działać SAM(!) bo jak ja się sobą nie zajmę, to nikt się mną nie zajmie; moje zdanie jest jedynym właściwym, a każdy, kto bierze Komunię Świętą na rękę, to wielki grzesznik; Matka Boża? obraz na Jasnej Górze i kiczowate figurki na świętą wodę; Ksiądz nie potrzebuje modlitwy; moje porady są innym do życia niezbędne.

Przykłady można mnożyć, ale jest pewne, że sami ich nie pokonamy, bo wobec własnych błędów myślenia jesteśmy właściwie bezsilni. I tak: człowiek sam się nie zmieni. Lata spędzone na psychoterapii i czytaniu poradników mogą coś tam uświadomić i uleoszyć, ale nie mają  mocy dogłębnej zmiany serca, bo taką moc ma tylko Ten, który chociaż jest Bogiem, przyszedł na świat jako malutkie dziecko, by uświęcić nasze człowieczeństwo i pokazać jak mamy przeżyć naszą ziemską wędrówkę. Wszystko zostawił nam na kartach Ewangelii, ale by Słowo stało się w naszym życiu Ciałem musimy zacząć je kontemplować, czytać, pochłaniać.

Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię (Mt 11, 28).

Dwa lata temu wykończona błędnymi i  niezgodnymi z moim sumieniem wyborami uklęknęłam przed Jezusem ukrytym w Najświętszym Sakramencie i kierowana wtedy jeszcze nie znaną siłą powiedziałam : Jezu dałeś mi życie i ja je zmarnowałam, bo wybierałam po swojemu; wybierałam i gdzie mnie to zaprowadziło? Jestem na psychotropach, nie umiem nawet myśleć i mówić. Nie mam już nic. Jezu proszę weź moje życie i teraz to Ty je poprowadź.
A On takie deklaracje bierze bardzo poważnie - tak, jak mówił ks. Pawlukiewicz: śmierdziało okrutnie, a ten wylewał się w (dosłownie) strumieniach łez, których stopniowo zaczęło ubywać.

Jednak trzeba uważać, bo jest w człowieku taka pokusa, że, na przykład, pójdziemy na modlitwę o uzdrowienie i w jednej chwili, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, dokona się w nas przemiana. A tak nie jest: popatrzmy na tych, których Jezus uzdrawiał  - kobieta 12 lat cierpiąca na krwotok, człowiek niewidomy od urodzenia. Pan przyszedł do nich dopiero, gdy wykorzystali już wszystkie inne sposoby ratunku, a  nie znalazłszy pomocy pokornie wyciągnęli  do Niego ręce. Przemiana serca to długotrwały, bo zajmujący nam całe życie, proces, ale tego brudu będzie coraz mniej, gdyż Woda Żywa stopniowo wyprze zatęchłe błocko starego myślenia . By się nie zniechęcać warto wziąć za rękę Maryję i ją poprosić by stała na straży naszych serc. To Ta, która depcze głowę węża, co daje  nam gwarancję bezpieczeństwa, bo Ona najlepiej zadba o to, by nic nie przeszkodziło naszej wędrówce ku wieczności.

Dlatego zachęcam Cię - stań przed Nim w pokorze i poproś żeby wydobył cię z grobów w jakich tkwisz. I jeżeli Słowo jest żywe to możemy zawołać: Duchu Święty, Ty który jesteś Miłością Ojca i Syna proszę pokaż co jest moim grobem, pokaż co gnije, co jest martwe, a pokazując wypełniaj to swoim pokojem. Przyjdź Ty, który żyłeś w Maryi i ożyw moje serce tak, by stało się ono Świątynią Ducha Świętego. Przyjdź Duchu Pocieszycielu i daj mi siłę do stanięcia w prawdzie ze sobą samym. Daj by pragnienie przemiany wnętrza było silniejsze niż lenistwo i lęk. A Ty Matko Boża, mamusiu, osłaniaj nas swoim płaszczem, byśmy przytuleni do Twojego Serca mogli w końcu zacząć żyć pełnią życia. Amen!

Komentarze